(org. Analfabeten som kunde räkna)
Autor: Jonas Jonasson
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2015
Gatunek: literatura współczesna
"Statystyczne prawdopodobiestwo, że mała analfabetka z Soweto lat siedemdziesiątych dorośnie i pewnego dnia znajdzie się w samochodzie do przewozu ziemniaków wraz z królem i premierem Szwecji, wynosi jeden do czterdziestu pięciu miliardów siedmiuset sześćdziesięciu sześciu milionów dwustu dwunastu tysięcy ośmiuset dziesięciu. Tak wynika z wyliczeń tejże analfabetki."
Gdyby nie duża popularność książki Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął, nie wiedziałabym, że jest taki ktoś jak Jonas Jonasson. Gdybym tego nie wiedziała, nie odkryłabym, że napisał również książkę Analfabetka, która potrafiła liczyć. Gdybym tego nie odkryła, nie wzięłabym jej z biblioteki, nie mając tak naprawdę pojęcia, o czym ona jest.
Jesteśmy w Soweto pod Johannesburgiem w RPA. Tutaj w blaszanej budzie mieszka Nombeko Mayeki, która analfabetką jest tylko przez kilka pierwszych stron książki, która w wieku czternastu lat zostaje kierowniczką oczyszczalni latryn oraz która wbije ci nożyczki w udo, jeżeli jesteś mężczyzną i będziesz chciał się do niej zbliżyć. Jest inteligentna, bystra, no i potrafi liczyć.
Wraz z kolejnymi stronami książki, mijają kolejne lata, w ciągu których tworzy się absurdalna historia pełna niesamowtych zbiegów okoliczności. Umiejąca już czytać Nombeko, z diamentami zaszytymi w podszewce kurtki, chce jedynie zostawić za sobą Soweto i pieszo pokonać drogę do Pretorii, gdzie ma zamiar zaszyć się w zasobach tamtejszej biblioteki. Los ma dla niej jednak inne plany, a jej codziennością stają się polityka międzynarodowa, dzieła sztuki z czasów dynastii Han, posiadanie bomby atomowej i kontakt z ludźmi, którzy teoretycznie nie istnieją.
Nie wiedząc do końca z jaką książką mam do czynienia, byłam trochę zaskoczona, kiedy już ją zaczęłam. Przez pierwsze sto stron, a może i ciut więcej nie miałam pojęcia o co w niej chodzi. Na szczęście wszystko się w końcu złożyło w logiczną całość i od razu milej się czytało. Chociaż i tak uważam, że ten rodzaj literatury to nie do końca moja bajka.
Niewątpliwie trzeba mieć talent, żeby stworzyć taką fabułę. Wiedzieć jak wcisnąć w jedną książkę analfabetkę z Afryki, króla Szwecji uśmiercającego kury, bliźniaków, z których jeden nie istanieje, trzy niezbyt rozgarnięte Chinki, bombę atomową oraz suszone mięso antylopy i jednocześnie sprawić, żeby było to ciekawe i zabawne. Nawet nie jestem w stanie wymienić wszystkich i wszystkiego, co wystąpiło w tej książce, co z pozoru nie ma ze sobą nic wspólnego.
Nie da się ukryć, że jest to lektura, która dostarcza śmiechu, a historia w niej zawarta jest równie groteskowa co absurdalna i nieprawdopodobna. Nie brakuje tu barwnych postaci ani nieoczekiwanych zwrotów akcji. Chociaż mnie nie wciągnęła, przeczytałam ją z uśmiechem, bo inaczej po prostu się nie dało. Z początku nie wiedziałam co się dzieje, na kogo mam zwracać uwagę, na czym się skupić, ale im dalej, tym więcej rzeczy było dla mnie jasnych, aż dotarłam do całkiem zgrabnego zakończenia, choć bez fajerwerków.
To dość specyficzna książka, która do moich ulubionych należeć nie będzie, jednak zachęcam do zapoznania się z nią, bo każdy ma inne gusta. Ot, zwariowana lektura do oderwania się od cięższych pozycji, przy której się uśmiejemy.
Moja ocenia: 6/10
Niestety książka nie dla mnie..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam kochana :*
Może kiedyś się skuszę! @rozczytane rozczytane.blogspot.co.uk
OdpowiedzUsuń