sobota, 23 września 2017

CHÓRZYSTKI | JENNIFER RYAN

Tytuł: Chórzystki
Autor: Jennifer Ryan
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2017
Gatunek: literatura piękna

„Mamy rezygnować z występów chóru tylko dlatego, że mężczyźni poszli na wojnę? I to akurat wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny!”

Bardzo lubię powieści z wojną w tle, co pewnie już wiecie. Nic więc dziwnego, że książka Chórzystki mnie zainteresowała. Z moich obserwacji wynika, że nie jest ona zbyt popularna, a szkoda, bo naprawdę jest godna uwagi. A przynajmniej na mnie zrobiła duże wrażenie.

Książka opowiada o mieszkańcach małej miejscowości Chilbury. A raczej mieszkankach, bo po wybuchu II wojny światowej większość mężczyzn została powołana do walki na froncie, czego konsekwencją jest przejęcie przez kobiety męśkich zadań, a także rozwiązanie damsko-męskiego chóru.

Pewnego dnia w miasteczku zjawia się niespodziewanie Primrose Trent, nauczycielka muzyki, która namawia kobiety, aby postawiły się decyzji pastora. Tak powstał Chilburyjski Chór Żeński, który miał duży wpływ na życie wszystkich jego członkiń. Każda z bohaterek jest inna, ma inne problemy i inaczej przeżywa trudny czas wojny, ale łączy je siła i odnajdywanie w śpiewie wiary i nadziei.

Jak to zwykle bywa bohaterki mogę podzielić na te, które zdobyły moją sympatię i na te, których nie polubiłam. Każda jednak wyróżnia się na swój sposób i gdyby którejś z nich zabrakło, ta historia nie byłaby taka sama. Jest nieśmiała wdowa, która boi się o życie walczącego na wojnie syna; miesjcowa piękność zabierająca o względy tajemniczego artysty; jej siostra nieszczęśliwie zakochana w starszym od siebie przyjacielu, mała żydówka, która musiała opuścić rodzinny kraj, uciekając od śmierci z rąk wroga; lekarka, która dla pieniędzy potrafi zdobyć się na wiele; oraz inne równie ciekawe postaci. 


Powieść składa się z listów oraz fragmentów dzienników i pamiętników, co już samo w sobie miało swój urok. Pewnie nie wszystkim taka forma przypadłaby do gustu, ale mi ona w ogóle nie przeszkadzała. Fabuła nie pędziła na łeb na szyję, ale nie było też nudno ze względu na liczne zaskakujące zwroty akcji. Książka napisana jest prostym, zrozumiałym językiem, dzięki czemu tę książkę się po prostu pochłania.

Przeżywałam wszystko razem z bohaterkami, autorka w jakiś magiczny sposób sprawiła, że każda sytuacja wywoływała we mnie emocje. Niejednokrotnie się wzruszałam, ale nie w dramatyczny sposób. Obyło się bez chusteczek. Książka nie wycisnęła ze mnie łez, bo zwyczajnie nie mam zwyczaju płakać w czasie czytania. Gdyby jednak się tak stało, byłyby ty zarówno łzy smutku, jak i szczęścia.

Oczywiście, jak zwykle musiałam sobie znaleźć obiekt westchnień, czyli kolejnego książkowego męża. Alastair Slater, nie bądźcie tacy pewni, czy aby to na pewno jego prawdziwe nazwisko, ale zapamiętajcie je (tę prośbę kieruję do pań), żeby pamiętać, że ten przystojny artysta o dwóch twarzach i wielu tajemnicach jest już zajęty.


Książkę oceniam bardzo bardzo pozytywnie. Jest jedną z lepszych książek, które udało mi się przeczytać w tym roku i zachęcam was do zapoznania się nią. Jest to ciepła i nieco romantyczna powieść, która podnosi na duchu i daje nadzieję. Pokazuje też niezłomność kobiet, które potrafią walczyć o siebie i swoich najbliższych nawet w najtrudniejszych chwilach. A wszystko w uroczym klimacie angielskiej wsi.

Moja ocena: 9/10 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz