Autor: Nicholas Sparks
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2000
Gatunek: literatura współczesna
"Nasza miłość jest jak wiatr - nie możesz jej ujrzeć, lecz możesz ją poczuć"
"Człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z drugą osobą i czuje, że ta druga osoba chce tego samego"
Ekranizację tej książki, czyli słynną "Szkołę uczuć" oglądałam jakiś milion razy. Jest ona jednym z moich ulubionych filmów i znałam go już, kiedy jeszcze nie wpadłam w świat książkoholików, stąd długo nie wiedziałam, że powstał on na podstawie książki Sparksa. Przyznaję, że kiedy już to odkryłam, chciałam ją przeczytać, ale nie śpieszyło mi się do tego. Czekałam aż to samo z siebie się wydarzy. I tak pewnego dnia spotkałyśmy się w bibliotece...
Rok 1958, Beaufort w Północnej Karolinie. Nastoletni Landon Carter i Jamie Sullivan są zupełnie różni. On jest popularny i beztroski, ona z nikim się nie przyjaźni i jest ułożona. Podczas kiedy on woli spotkać się z przyjaciółmi i wypić z nimi piwo na cmentarzu, ona czyta biblię i zajmuje się owdowiałym ojcem. Łączy ich tylko to, że od zawsze chodzą do tej samej klasy.
Landon jest przekonany, że w córce pastora nie można się zakochać. Bal liecalny i świąteczne przedstawienie sprawią jednak, że chłopak spojrzy na nią zupełnie inaczej i pozna nowe dla niego uczucia. Jednak los ma dla niego okrutną niespodziankę...
Książkę czyta się bardzo szybko. Jest zdecydowanie za krótka, liczy zaledwie nieco ponad 200 stron z dużą czcionką, a co za tym idzie, brakuje mi w niej większej szczegółowości. Historia opisana w książce oczywiście jest piękna i poruszająca, ale wszystko działo się za szybko, przez co nie mogłam się w nią do końca wczuć.
Znając do tej pory tylko film, byłam zawiedziona, że nie wszystko jest odwzorowane, czegoś nie ma, a coś zostało zmienione. Muszę przyznać, że w tym przypadku wolę ekranizację od książki. Może to dlatego, że oglądałam ją już tyle razy i nie potrafię sobie wyobrazić, że ta historia mogłaby wyglądać inaczej.
Bądź co bądź, jest to wzruszająca opowieść o dwójce nastolatków i pierwszej, prawdziwej miłości. O poświęceniu dla ukochanej osoby, o uczuciach towarzyszących stracie kogoś najbliższego, o zaufaniu i o przebaczeniu. O cudzie.
W sumie poza brakiem szczegółów i za mało rozbudowaną fabułą nie mam się do czego przyczepić. Bohaterowie nie są ani mdli ani zbyt idealni. Sytuacje nie są przerysowane albo nierealne. Nawet brak happy endu, który jest wszechobecny w literaturze i zwyczajnie nudny, mogę uznać za zaletę.
Książka krótka, to i recenzja krótka. Historię Landona i Jamie mogę na pewno polecić fanom Sparksa (o ile jeszcze jej nie przeczytali), fanom filmu "Szkoła uczuć" (żeby z ciekawości porównać), fanom młodzieńczej miłości w książkach (w końcu lubicie) i każdemu, kto ma na nią ochotę.
Moja ocena: 7/10
uwielbiam twórczość Nicholasa Sparksa <3 To do niego zaczęła się moja miłość do czytania :) A ta książka jest jedną z moich ukochanych historii miłosnych <3
OdpowiedzUsuńgoszaczyta.blogspot.com
Oglądałam film, ale jakoś nie mam ochoty na książkę. Jeśli chodzi o Sparksa, to przeczytałam tylko jedną książkę jego autorstwa, a konkretnie "Ostatnia piosenkę", która wycisnęła ze mnie morze łez i bardzo mi się podobała. Zapewne kiedyś sięgnę po inne pozycje autora, ale wybór raczej nie padnie na "Jesienną miłość".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com