Autor: Erika Swyler
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2016
Gatunek: literatura obyczajowa
Moja ocena: ★★★★★★☆☆☆☆
Ten tytuł wpadł mi w oko już jakiś czas temu, ale nie była to książka, której przeczytania nie mogłam się doczekać, więc nie szukałam jej specjalnie. "Spotkałyśmy się" w bibliotece. Dojrzałam ją na najniższej półce, od razu skojarzyłam tytuł i wzięłam ją do domu. W sumie nic dziwnego, że się nią zainetersowałam, bo okładkę ma bardzo ładną i opis całkiem interesujący.
Młody bibliotekarz, Simon Watson, mieszka sam w rozpadającym się domu u brzegu zatoki, w której wiele lat wcześniej utonęła jego matka. Pewnego dnia otrzymuje tajemniczą starą księgę, która okazuje się być dziennikiem właściciela wędrownego cyrku z końca osiemnastego wieku. Odnotowywano w nim wszystkie ważne dla trupy wydarzenia, w tym utonięcie cyrkowej syreny, które zapoczątkowało ciąg tajemniczych utonięć kobiet w rodzinie Simona - zawsze miały one miejsce dwudziestego czwartego lipca.
Akcja dzieje się dwutorowo. Z jednej strony mamy czasy współczesne, życie Simona i jego przyjaciół oraz próby rozwiązania zagadki starej księgi; z drugiej - wydarzenia sprzed ponad dwustu lat, czyli te opisane w dzienniku, przedstawiające członków trupy cyrkowej i ich perypetie. Dzięki takiemu zabiegowi łatwiej można sobie wyobrazić, o czym mówi stara księga i razem z głównym bohaterem, dochodzić kroczek po kroczku do rozwiązania tajemnicy i poznawać historię wędrownego cyrku.
Książka jest naprawdę ciekawa, czyta się ją szybko, fabuła wciąga i przy sprzyjających warunkach można ją pochłonąć w jeden dzień, ale i tak nie jestem nią w pełni usatysfakcjonowana. Czegoś mi w niej zabrakło, większego dreszczyku emocji, może jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji albo bardziej emocjonującego zakończenia. Zarówno ciąg wydarzeń współczesnych, jaki i tych z przeszłości mi się podobały, nie mam większych zastrzeżeń do języka albo stylu. Muszę przyznać, że bohaterowie też zostali dobrze wykreowani, może nie ze wszystkimi bym się zaprzyjaźniła w realnym życiu, ale każdy był na swój sposób wyjątkowy i wyróżniał się na tle innych. Simon może był trochę upierdliwy i uparty, ale dzięki temu udało mu się odkryć tajemnice zarówno trupy cyrkowej, jak i swojej rodziny oraz poznać siłę magii.
Zapowiadała się naprawdę świetna lektura, w której przewijają się stare księgi, magia i tarot. Pomysł fajny, wykonanie gorsze. Nie jest to może "oszałamiający debiut", ale na pewno ciekawa historia z nutką tajemnicy i magii, wartym uwagi wątkiem miłosnym wplątanym w losy wędrownego cyrku, no i ozdobiona według mnie piękną okładką (chociaż szczerze mówiąc, nie wiem jak ona się ma do treści książki).
Brzmi fajnie, akurat na wakacje. Zawsze lubiłam motyw cyrku. I okładka rzeczywiście przyciąga oko :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie z mrs-cholera.blogspot.com